Po długich sześciu miesiącach od powrotu ze „Złotej Pragi” „Silna Grupa Pod Wezwaniem” mogła zameldować swoją gotowość do kolejnej wyprawy. Tym razem za cel naszej ekspedycji obraliśmy Podlasie i Litwę. Tereny związane nie tylko z historią Polski, ale także kraj lat dziecinnych Marii Konopnickiej, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Józefa Piłsudskiego, Czesława Miłosza czy Bernarda Ładysza.
Dzień pierwszy – ruszamy w drogę
Tradycyjnie „bladym świtem”, 8 maja 2019 roku, na parkingu przy Rondzie Matecznego pojawili się weterani wypraw do Lwowa, na Węgry, do Rumunii i Pragi. Bez zbędnych komend pod czujnym okiem kierowcy – Pana Grzegorza, sprawnie przebiegał załadunek bagaży, a przewodnik i pilot wycieczki – Pan Jacek, błyskawicznie sprawdził obecność i tożsamość uczestników.
Z satysfakcją odnotowaliśmy udział przyjaciół z Wrocławia i odległego Toronto. Przykrym akcentem były informacje o chorobach Madzi M., Eli i Andrzeja T., które uniemożliwiły im wyjazd.
Gdy wszyscy usadowili się wygodnie na „z góry wyznaczonych miejscach” zabrali głos w kolejności: Komendant wycieczki Druh hm. Stanisław Piasecki (w krótkich słowach powitał obecnych, życzył wspaniałej podróży, pogody i wielu niezapomnianych wrażeń) oraz Pan Jacek. Jego profesorskie wystąpienie zawierało informacje o harmonogramie wycieczki i sprawach natury organizacyjnej, a także stwierdzenie, że: „tym razem nie będzie opowieści przewodnika, a będziemy uczestniczyć w lekcjach: matematyki, języka polskiego, przyrody i geografii. Lekcje historii będą zawierały tylko fakty, żeby nie popaść w histerię”.
Wprawdzie w Krakowie nikomu nigdzie się nie spieszy (patrz kwadrans akademicki) na trasę wyruszyliśmy punktualnie. Mimo, że aura kilku dni poprzedzających wyjazd była bardziej jesienna, to za oknami autokaru pięknie świeciło słońce i mogliśmy podziwiać barwy wiosennego krajobrazu. Był również czas na drzemkę (czyt. dojrzewanie), pogaduchy i żarty, a nawet piosenkę. Jako, że prognozy pogody nie były optymistyczne szczególnym tematem rozmów były rozważania na temat: „Jak będzie w Wilnie?” Pesymistyczne rozważania krótko podsumował Pan Jacek mówiąc: „My pogodę musimy mieć” (niczym Józef Szwejk – „Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było” – cytat z genialnej książki Jarosława Haszka: „Przygody dobrego wojaka Szwejka”).
Poruszaliśmy się bez szaleństw i z dozwoloną prędkością pokonywaliśmy kolejne odcinki trasy i leżące przy nich miejscowości (Miechów, Jędrzejów, Chęciny, Kielce, Radom). Po raz kolejny mogliśmy się umocnić w przekonaniu, że nasz przewodnik jest kopalnią wiedzy o mijanych miejscowościach. A jego krótkie, rzeczowe informacje, czasami anegdoty pomagały odświeżyć zapomniane wiadomości ze szkolnych lat (np. scyzorykowe związki – Scyzoryk z „Pana Tadeusza”, opatentowany przez Szwajcarów kieszonkowy nóż i popularne określenie mieszkańców województwa świętokrzyskiego).
Po lekcji matematyki (liczenie uczestników przy wsiadaniu do autokaru) nadszedł czas na lekcje języka polskiego i przyrody poświęcone strofom Księgi Pierwszej „Gospodarstwo” poematu Adama Mickiewicza „Pan Tadeusz”. Nie daliśmy przysłowiowej „plamy”. Były brawa, czyli „piątka” za „wiersz na pamięć” – chóralną deklamację słynnej Inwokacji, a w następnej kolejności pytania z przyrody – znajomość roślin: bursztynowy świerzop; gryka, jak śnieg biała; dzięcielina. W nagrodę zasłużyliśmy na postój i poranną kawę.
Była to znakomita okazja do złożenia imieninowych życzeń Druhowi Stanisławowi Piaseckiemu. Solenizant nie krył zaskoczenia, gdy uczestnicy wycieczki stanęli w kręgu a okolicznościowy tekst wygłosili Druhna Małgosia i Druh Andrzej. Następnie Druhna Danusia – Prezes SPH, wręczyła bohaterowi dnia upominek – książkę i symboliczną laurką z autografami uczestników wycieczki. Życzeniom towarzyszyły znane i lubiane piosenki: „Sto lat” i „Dobrze nam tu mija czas”. Wprawdzie nie było tortu, ale zapalono racę a wszyscy składający życzenia poczęstowani zostali pysznymi cukierkami i czekoladkami.
Po słodkiej przerwie ruszyliśmy w dalszą podróż i na jej wstępie il professore Jacek zaproponował powtórkę z obsługi tour guide’ów. Również ten sprawdzian wypadł bez zarzutu. Czas mijał szybko, a w miarę jego upływu z za szyb autokaru mogliśmy podziwiać efekty prac drogowców. Wprawdzie na niektórych odcinkach naszego przejazdu panował wzmożony ruch, ale nie spotkaliśmy się z korkami lub innymi utrudnieniami. Poruszaliśmy się po równych jak stół drogach. Słoneczna pogoda i piękne krajobrazy wprawiły nas w doskonałe humory, płynęły żarty i dowcipy, a do wspólnego śpiewania zachęcała Małgosia.
Przejazd przez województwo mazowieckie i Siedlce był okazją do przypomnienia, że w tutejszym, niepozornym Muzeum Diecezjalnym znajduje się najznamienitsze dzieło sztuki hiszpańskiej w Polsce „Ekstaza św. Franciszka” pędzla El Greca.
Niepostrzeżenie wjechaliśmy na obrzeża Puszczy Białowieskiej i Białowieskiego Parku Narodowego. Niestety szczęście nam nie dopisało i na naszej drodze nie spotkaliśmy Króla Puszczy – żubra. Przejazd w rejonie miejscowości Sarnaki był okazją do przypomnienia wielkiego sukcesu polskiego wywiadu z okresu II wojny światowej, przechwycenia przez oddział AK w maju 1944 roku pocisku rakietowego V-2 (niewybuch, który wpadł w rozlewisko Bugu został ukryty przez miejscową ludność. Rozebrany na części przetransportowano do Warszawy, gdzie polscy naukowcy przebadali jego podzespoły. W lipcu 1944 r. najważniejsze części rakiety i wyniki badań zabrano drogą lotniczą via Włochy do Wielkiej Brytanii. Jak żart brzmi fakt, że pociski V-2 wystrzeliwane były z poligonu Blizna-Pustków na Podkarpaciu. Poligonu położonego ok. 30 km od lądowiska z którego wystartował samolot do Wielkiej Brytanii).
Bez problemu trafiliśmy do Grabarki - najważniejszego miejsca kultu religijnego wyznawców prawosławia w Polsce. Święta Góra widziana na własne oczy robi wrażenie. Wokół cerkwi na niewielkim zalesionym wzgórzu stoi tysiące krzyży dużych i małych wnoszonych przez wiele lat na górę w geście podziękowania albo też wraz z prośbami do Boga.
Niektóre z nich, te małe, leżą wprost na ziemi, inne powieszone są na dużych krzyżach. Są krzyże drewniane, kamienne i betonowe, plecione z różnych materiałów czy powiązane z gałązek; wypisano na nich cyrylicą słowa prośby. Ich liczba nadal rośnie.
Obok jest także niewielki cmentarz, na którym w wydzielonej części pochowani są duchowni i siostry z klasztoru. Pan Jacek przedstawił dzieje Świętej Góry i cerkwi Przemienienia Pańskiego. Przypomniał, że ponad stuletnia drewniana cerkiew w lipcu 1990 roku została podpalona i spłonęła doszczętnie. Odbudowano ją roku 1998 a jej wnętrze zostało zrekonstruowane. Obecnie wzgórze otoczone jest kamiennym murem.
Po zwiedzeniu cerkwi zeszliśmy do niewielkiej kapliczki i cudownego źródełka, które jak mówi przekaz, uratowało od śmierci okolicznych mieszkańców, którzy zgromadzili się na tej górze podczas epidemii cholery w roku 1710. Tutejsza woda leczy również i inne dolegliwości i korzystają z niej pielgrzymi – obmywają się w nim, napełniają nią butelki i zabierają ze sobą. Również i my poddaliśmy się urokowi tego przedziwnego miejsca i jego mistyce.
Nasz pobyt na Świętej Górze upamiętniają związane z nią pamiątki zakupione w niewielkim sklepiku w pobliżu cerkwi i liczne fotografie.
Po chwili zadumy przez Hajnówkę udaliśmy się do położonej w pobliżu Puszczy Białowieskiej miejscowości Narewka. Znajduje się tu kompleks wypoczynkowy i dwugwiazdkowy pensjonat „Dwór Bartnika”, w którego gościnnych progach zatrzymaliśmy się na pierwszy nocleg.
Już na wstępie zostaliśmy zaskoczeni tym, że pokojom nadano nazwy kwiatów, np.: „Konwaliowy”, „Malinowy”, „Leśnych kwiatów” i inne. W budynku znajdują się: stylowa restauracja „Carska Komnata”, sala bankietowa, sala fitness i SPA oraz izba pszczelarska. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami szybko rozlokowaliśmy się w pokojach i wkrótce spotkaliśmy się ponownie przy recepcji. Tu oczekiwał na nas pan Eugeniusz z którym odbyliśmy niezwykłą wędrówkę do krainy miodem płynącej (ach, jak wspaniale brzmiał w Jego głosie zaśpiew charakterystyczny dla mieszkańców wschodnich regionów naszego państwa).
Edukacyjną ścieżką poprowadził nas przez tonącą w zieleni działkę na której znajdują się m. in. pasieka z bogatą kolekcją uli mających kilkadziesiąt i więcej lat (dla właściciela posiadają one wartość historyczną i sentymentalną).
Są tam ule: kłodowe, figuralne oraz słomiane czyli kószki, a czuwa nad nimi patron pszczelarzy św. Ambroży. Na działce są również: parking dla samochodów osobowych i autokarów, kryta altana z miejscem do grillowania i na ognisko, oczka wodne i wodospad, plac zabaw dla dzieci oraz brzozowy zagajnik w którym można zobaczyć przez szybę jak pracują pszczoły.
W pensjonacie na korytarzach i w pokojach wiszą kolekcje fotografii na których utrwalono m.in. pasiekę: w lecie i zimie, ciężką pracę pszczół i pszczelarzy, roje, pszczoły w locie. Bogata jest także kolekcja obrazów wiszących w sali restauracyjnej i bankietowej. Niezapomnianych wrażeń dostarcza zwiedzanie „Izby pszczelarza” w której bez wątpienia każdy znajdzie coś dla siebie. Jest ona pełna przedmiotów związanych z pracą pszczelarzy, kolekcje gadżetów z motywami pszczelarskimi m.in.: ozdobne łyżeczki do miodu, cukru, herbaty lub kawy, ceramika, naparstki, krawaty, karty telefoniczne, wizytówki, znaczki pocztowe i etykiety zapałczane, ekslibrysy, numizmatyka, mapy i dyplomy.
Jednym słowem JEST SUPER!!!
W trakcie obiadokolacji poznawaliśmy smaki specjałów regionalnej kuchni m. in. babki i kiszki ziemniaczanej, pierogów o różnych smakach okraszonych skwarkami, wędlin z własnej wędzarni oraz wypieków: chleba i ciast. Kuchnia oparta na lokalnych produktach jest prosta, pożywna i co najważniejsze … smaczna! Mogliśmy się o tym przekonać kontynuując biesiadę przy watrze. Bowiem trudno było oprzeć się smakowitej pajdzie chleba ze skwarkami i kiszonym ogórkiem, nie mówiąc o kiełbasce pieczonej na patyku nad ogniskiem. A gdy jeszcze zabrzmiały struny „zaczarowanej gitary” Andrzeja, długo w nocy płynęły słowa piosenek z repertuaru ogniskowo-biesiadnego i trwały nocne rodaków rozmowy.
Na zasłużony wypoczynek udaliśmy się, gdy coraz bardziej zaczęliśmy odczuwać zmęczenie trudami całodziennej podróży.
Dzień drugi – nareszcie w Wilnie
Po pysznym śniadaniu (raz jeszcze regionalne smakołyki), szybkich zakupach w „Leśnej Pasiece” z żalem pożegnaliśmy Narewkę i „Dwór Bartnika”. Towarzyszyła nam myśl, że jest to idealne miejsce dla wszystkich zastanawiających się gdzie pojechać na urlop lub wakacje, a może spędzić długi weekend.
Nasza „szkoła na kółkach” poruszała się malowniczą drogą – „tatarskim szlakiem” przez sam środek Puszczy Knyszyńskiej do Kruszynian – wsi, w której przez stulecia mieszkali osadnicy tatarscy i gdzie znajduje się najstarszy w Polsce drewniany muzułmański meczet z XVIII wieku. Przejazd przez okolice bogate w zwierzynę i leśne owoce zainspirował Pana Jacka do lekcji przyrody poświęconej historii żubra w Polsce. Następnie odbyła się krótka lekcja historii osadnictwa tatarskiego na ziemiach litewskich i w Rzeczypospolitej. Omówione zostały również zasady obowiązujące w czasie zwiedzania meczetu. W Kruszynianach władzę nad krakowsko-wielkopolskim czambulikiem przejął opiekun meczetu Dżemil Gembicki. Z zainteresowaniem słuchaliśmy jego barwnej opowieści o Polskich Tatarach, ich religii, zwyczajach i dniu dzisiejszym. Wysłuchaliśmy historii meczetu i jego wnętrza oraz mizaru (cmentarz muzułmański).
Poznawanie kultury tatarskiej kontynuowaliśmy w Centrum Edukacji i Kultury Muzułmańskiej Tatarów Polskich oraz „Tatarskiej Jurcie”, gdzie degustowaliśmy serwowane smakołyki m. in. aromatyczną tatarską herbatę z suszonych ziół i owoców z dodatkiem plasterka cytryny i drożdżówki z cynamonem.
Wkrótce rozpoczęliśmy kolejny etap naszej podróży – przejazd do Wilna. W jego trakcie Pan Jacek przypomniał początki stosunków polsko-litewskich: okres wzajemnych walk i najazdów, sojusz Władysława Łokietka z wielkim księciem litewskim Giedyminem oraz mające istotne znaczenie fakty: Unia w Krewie (1385) i Unia lubelska (1569) w wyniku której powstała Rzeczpospolita Obojga Narodów. Dowiedzieliśmy się, że Starówka Wileńska, nazywana jest „perłą baroku” i w 1994 roku została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wilno to także miejsce silnie powiązane z historią Polski. Przechadzając się jego ulicami będziemy napotykać na każdym kroku miejsca związane z historią i najważniejszymi postaciami naszego kraju.
Jak to w szkole - nie zawsze uważaliśmy. Byliśmy zajęci rozmowami albo oglądaniem zmian krajobrazu za oknami autokaru (zieleń traw i zbóż, łany kwitnącego rzepaku, czy bocianów brodzących po polach lub kołujących nad nimi). Dlatego też kolejne informacje Pana Jacka o Litwie przypominały pigułki serwowane przez aptekarza.
Pierwszą z nich była wzmianka o konieczności przestawienia zegarków o jedną godzinę „w przód” w związku z faktem przekroczenia granicy polsko-litewskiej w Ogrodnikach. Następna informacja dotyczyła ciekawej historii litewskich symboli i barw flagi narodowej. W czasach średniowiecznych godłem były Słupy Giedymina, a współcześnie, oficjalnym godłem jest Pogoń. Barwy flagi litewskiej – podobnie jak w przypadku większości krajów – mają znaczenie symboliczne: żółty to kolor słońca i oznacza szlachetność i uczciwość, zielony nawiązuje do roślinności i jest symbolem życia oraz nadziei, a czerwony to kolor krwi i łączy się z miłością, odwagą i poświęceniem dla ojczyzny. Kolory żółty i zielony razem symbolizują też krajobraz Litwy (pola i lasy), zaś czerwony – krew bohaterów przelaną w walce w obronie kraju. Wszystkie te trzy kolory razem często występują w litewskich strojach ludowych.
Bez dodatkowych komentarzy Pan Jacek omówił tło historyczne chrztu Litwy m.in. przypomniał, że oba państwa miały wspólnego wroga – Zakon Krzyżacki; pretekst krzyżackich napaści na ziemie Wielkiego Księstwa „pogańska Litwa” i starania rządzącego Wielkim Księstwem Jagiełły o przyjęcie chrztu za pośrednictwem Polski; działania możnowładców małopolskich dzierżących ster rządów wobec małoletniości Królowej Jadwigi Andegaweńskiej (zaręczonej z austriackim księciem Wilhelmem Habsburgiem). Do gustu przypadła nam miniatura pantomimiczna dot. relacji, jaką złożyli królowej Jadwidze polscy posłowie z pierwszego spotkania z Władysławem Jagiełłą – „z księciem wszystko w porządku” (po spotkaniu które odbyło się w łaźni).
Niejako przy okazji przypomniane zostały potężne litewskie rody które walczyły o hegemonię na Litwie i Rzeczpospolitej Obojga Narodów: Radziwiłłów, Sapiehów, Paców, Tyszkiewiczów.
Tradycyjnie podjęliśmy też próby opanowania podstawowych zwrotów w języku litewskim: dzień dobry (po południu) – laba diena; dobry wieczór – labas vakaras; cześć (na powitanie) – labas; cześć (na pożegnanie) – iki; do widzenia – iki pasimatymo. Niestety były one mało przekonywujące.
Około godziny 19-tej dotarliśmy do Wilna, czyli celu drugiego dnia podróży (lit. Vilnius, łac. Vilna). Już z daleka widoczna była wieża centrum radiowego i telewizyjnego oraz nowoczesne biurowce. W miarę, gdy zbliżaliśmy się do centrum pojawiały się wieże i kopuły kościołów, zieleń drzew i czerwone dachy zabytkowych budynków.
Na budynkach, latarniach i słupach ulicznych oraz na środkach komunikacji miejskiej efektownie prezentowały się flagi i chorągiewki w barwach narodowych, historyczna flaga Litwy, oraz unii europejskiej. Dodać należy, że 12 maja odbyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich na Litwie.
Przez dwa dni naszą bazą był hotel „Ecotel Vilnius” niedaleko centrum miasta. Gorącymi oklaskami nagrodziliśmy Pana Grzegorza za ekwilibrystyczne umiejętności jazdy między zaparkowanymi samochodami osobowymi i wjazd na hotelowy parking (sprawdziły się słowa wypowiedziane przez Pana Jacka w Krakowie: „Wszystko w Jego rękach, głowie i nogach”). Po rozlokowaniu się w pokojach zeszliśmy na obiadokolację przygotowaną przez obsługę hotelu. W jej trakcie Pan Jacek przedstawił szczegółowy plan na następny dzień, w którym przed południem mieliśmy zwiedzać wileńską starówkę a po południu zamek w Trokach. Po posiłku, zmęczeni trudami całodziennej podróży oraz perspektywą wczesnej pobudki w dniu następnym, udaliśmy się na zasłużony wypoczynek.
Dzień trzeci – zwiedzamy Wilno i jego okolice
Piątkowy poranek powitał nas opadami deszczu, które na nasze szczęście ustąpiły, gdy już byliśmy przygotowani do zwiedzania miasta z parasolami w ręce. Na wstępie o poprawę naszego humoru i uśmiech na twarzy zadbała Edyta, która po komendach Pana Jacka: „W dwuszeregu zbiórka” i „Spocznij” nadal stała w pojedynkę, a gdy zwrócono jej na to uwagę odparła: „Nie pokrywam, ale mam orientację”.
Rolę naszego wileńskiego cicerone pełniła Pani Anna Adamowicz – licencjonowany przewodnik a zarazem znana wileńska gawędziarka Ciotka Franukowa. Z zawodu nauczycielka mając ściśle określony czas na prezentację zabytkowej części miasta i innych ciekawych miejsc narzuciła szybkie tempo przemieszczania się. Ze swadą i humorem opowiadała o początkach miasta datowanych na rok 1323. Nie nudziła i nie przesadzała ze szczegółami prezentując zabytki i ich dzień dzisiejszy. Historyczne fakty uzupełniała związanymi z nimi popularnymi litewskimi legendami lub anegdotami.
Pierwszym zabytkiem na naszej trasie był XVII wieczny barokowy kościół św. Piotra i Pawła na Antokolu. Aktualnie poddawany pracom remontowo-konserwacyjnym i mogliśmy zobaczyć z jakim zaangażowaniem uczestniczy w nich jego obecny proboszcz, ks. prałat Wojciech Górlicki. Podczas zwiedzania kościoła byliśmy mocno zdziwieni gdy zamiast wileńskiego zaśpiewu w głosie naszej przewodniczki usłyszeliśmy język japoński (?) Okazało się, że kościele znajduje się także wycieczka z któregoś dalekowschodniego kraju i ich tour guide’y działają na tej samej częstotliwości.
Zdegustowana faktem, że niektóre osoby nie przestrzegały wyznaczonego czasu przybycia na zbiórkę Pani Ania z oryginalnym poczuciem humoru przedstawiła karomierz zgodnie z którym spóźnialski:
za 5 minut spóźnienia śpiewa;
za 10 minut śpiewa i tańczy;
a po upływie 15 minut śpiewa i tańczy, ale w miejscu gdzie stał autobus.
Głosy sprzeciwu zostały skwitowane krótkim: „Nie nerwuj mnie Pani, bo puszcze parasolke w ruch” wypowiedziane z charakterystycznym kresowym akcentem.
Następnym punktem na trasie naszej wędrówki po była Góra Trzech Krzyży, z której rozciąga się przepiękny widok na całe Wilno.
Według legendy krzyże upamiętniają zamęczonych w tym miejscu za czasów Olgierda siedmiu franciszkanów. Pierwsze trzy drewniane krzyże postawiono w XIV w. i były one odnawiane i wymieniane do roku 1869, a gdy spróchniały i runęły rząd carski nie zezwolił na ich odbudowę. Trzy Krzyże zostały odbudowane w 1916 roku według projektu Antoniego Wiwulskiego – polskiego architekta i rzeźbiarza, autora Pomnika Grunwaldzkiego wzniesionego w Krakowie (1910). W roku 1950 Krzyże zostały wysadzone przez żołnierzy Armii Radzieckiej a ich szczątki wywiezione lub zakopane. W 1989 roku w okresie zrywu niepodległościowego obywatele Republiki Litewskiej zdecydowali się na odbudowę pomnika pozostając przy projekcie Antoniego Wiwulskiego. Obecnie upamiętniają one ofiary walki ze stalinizmem oraz litewską walkę o niepodległość. Na kamiennym murze u stóp pomnika, poniżej gdzie leżą szczątki zniszczonych w roku 1950 krzyży wyryte został daty 1916 – 1950 – 1989 nierozerwalnie związane z jego historią.
Szukanie polskich śladów w Wilnie rozpoczęliśmy na największym i jednym z najstarszych zachowanych cmentarzy, Cmentarzu na Rossie. W skład zabytkowego zespołu cmentarnego wchodzą: Stara Rossa (1769 r.), Nowa Rossa (1847 r.), Cmentarz Wojskowy (1920 r.) oraz Mauzoleum Matka i Serce Syna (1936 r.). Znajduje się On na stoku pochyłego pagórka, a mogiły układają się tarasowo po bokach między rosnącymi drzewami.
Na cmentarzu spoczywają ludzie, którzy w różnym stopniu wpływali na dzieje Wilna, tworzyli jego niepowtarzalny klimat. Długa jest także lista osób zasłużonych dla polskiej państwowości, nauki i kultury. Zwiedzanie miejsca zakazanego przez wiele lat po wojnie rozpoczęliśmy od zwiedzania cmentarzyka wojskowego, na którym spoczywają polegli w walkach o Wilno w latach 1919-1920, warta honorowa zastrzelona 18 września 1939 r. oraz żołnierze i oficerowie AK, którzy zginęli w operacji Ostra Brama w roku 1944. W centralnym miejscu tego cmentarza znajduje się grób matki Marszałka Józefa Piłsudskiego – Marii z Billewiczów Piłsudskiej i serce Jej syna. Na płycie nagrobnej zgodnie z ostatnią wolą Marszałka – wyryto u góry fragment z „Wacława” Słowackiego, pod nim umieszczono znak krzyża i duży napis: „MATKA I SERCE SYNA”, na dole zaś znalazł się cytat z „Beniowskiego” Słowackiego.
Z dumą w głosie Pani Ania opowiadała o zaangażowaniu społeczności polskiej na Litwie w działalność na rzecz języka i kultury polskiej oraz polskiej mniejszości narodowej. Przedstawiła także prośbę Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą o udział w akcji mającej na celu przywrócenie symbolowi polskiej państwowości utraconej świetności. Akcja, którą zainicjowało Stowarzyszenie, polega na wykupywaniu symbolicznych cegiełek. Dlatego też postanowiliśmy wspólnie, że przyłączymy się do tej akcji.
Zwiedzanie wileńskiej starówki zaczęliśmy od miejsca licznych pielgrzymek wiernych, czyli Kaplicy Ostrobramskiej z obrazem Matki Boskiej. Mając na uwadze, że długa i tajemnicza historia cudownego obrazu oraz Kaplicy Ostrobramskiej jest powszechnie znana pani przewodnik zaproponowała nam indywidualne jej nawiedzenie.
Następnie skierowaliśmy się do znajdujących się pobliżu kościoła św. Teresy (w jego wnętrzu znajdowała się urna z sercem marszałka Piłsudskiego, później przeniesiono je na cmentarz na Rossie) i klasztoru Karmelitów Bosych. W drodze do dzielnicy żydowskiej zwiedziliśmy ekspozycję przybliżającą okres uwięzienia Adama Mickiewicza i jego przyjaciół w Klasztorze Bazylianów.
Następnie poznaliśmy miejsca symbole związane z dziejami Litwy: gmach Filharmonii Narodowej, Pomnik dr. Jonasa Basanavičiusa1, plac Ratuszowy.
Naszą uwagę przyciągały nie tylko odnowione detale i elewacje zabytków świeckich i sakralnych np. Brama Bazyliańska. Ciekawie wyglądały wejścia do kamienic i ich podwórka.
W niektórych bramach mieściły się pracownie i sklepiki z tradycyjnymi litewskimi pamiątkami.
Na ścianach znajdowały się pamiątkowe tablice z napisami po polsku, litewsku, rosyjsku a nawet ijdisz.
W dość żwawym tempie, nad którym czuwała Pani Ania, przemieściliśmy się w rejon Pałacu Prezydenckiego, gdzie wysłuchaliśmy kilku słów o jego ciekawych dziejach i osobach, które w nim bywały.
Następnie udaliśmy się na Dziedziniec Wielki Uniwersytetu Wileńskiego najstarszej (założony w XVI w. przez króla Stefana Batorego) i najważniejszej placówki oświatowej na Litwie, która wykształciła wiele sławnych na całym świecie osób.
Wysłuchaliśmy opowieści o polskich śladach w dziejach tej uczelni: rektorach, profesorach i studentach. Na ścianach dziedzińca znajdują się herb uniwersytetu i portrety założycieli oraz fundatorów kolegium i uniwersytetu. W galerii Dziedzińca Wielkiego znajdują się tablice inskrypcyjne wychowanków uczelni, profesorów, rektorów oraz innych przedstawicieli nauki którzy rozsławili ją na świecie.
W kompleksie uniwersyteckim oglądaliśmy budynki w różnych stylach: dziedziniec dawnego obserwatorium astronomicznego oraz uniwersytecki kościół św. Jana Chrzciciela i św. Jana Apostoła i Ewangelisty. Naszą uwagę skupiliśmy na podziwianiu detali i co ciekawszych elementów wnętrza m.in. ozdobnych płyt i tablic epitafijnych ku czci Adama Mickiewicza, Władysława Syrokomli, Tadeusza Kościuszki, Stanisława Moniuszki oraz kopię obrazu Eugeniusza Kazimirowskiego „Obraz Jezusa Miłosiernego” („Jezu Ufam Tobie” lub też „Obraz Miłosiernego Boga”). Od naszej przewodniczki dowiedzieliśmy się również, że Stanisław Moniuszko był organistą w tym kościele.
Przekonaliśmy się, że kompleks uniwersytecki jest miejscem nie tylko dla studiujących i zwiedzających. Jest również miejscem ulubionym przez młode pary, które w czasie sesji fotograficznych uwieczniają tu swoją miłość.
Ostatnimi punktami w programie zwiedzania były: zespół kościołów św. Anny oraz Bernardynów skąd przeszliśmy na Plac Katedralny przy którym wznosi się Archikatedra św. Stanisława Biskupa i św. Władysława oraz pomnik wielkiego księcia Giedymina, założyciela Trok i Wilna, dziadka Władysława Jagiełły, jednego z najsłynniejszych litewskich władców. Oglądając pomnik wysłuchaliśmy litewskiej legendy według której śpiącemu Giedyminowi przyśnił się żelazny wilk wyjący na wzgórzu. Sprowadzony pogański kapłan wytłumaczył, że wilk jest symbolem miasta, które książę powinien zbudować w tym miejscu.
We wnętrzu Archikatedry znajdują się m.in. relikwie patrona Polski i Litwy – Świętego Kazimierza; jest miejscem pochówku wielkich książąt litewskich i królów Polski m.in. Aleksandra Jagiellończyka, Elżbiety Habsburżanki, Barbary Radziwiłłówny. Historia tej świątyni jest ściśle związana z dziejami chrześcijaństwa na Litwie, którego początki sięgają czasów króla Mendoga.
W czasie naszej wędrówki ulicami Wilna mogliśmy się przekonać, że Litwa przyciąga rzesze turystów nie tylko znad Wisły. Mieliśmy szczęście, że zwiedzania nie utrudniały nam inne wycieczki i dopisała nam pogoda. Wilno to miasto jak studnia bez dna jeśli chodzi o zabytki i o to co należałoby zobaczyć np. domy w których mieszkali i tworzyli Juliusz Słowacki i Adam Mickiewicz. Znaczący wpływ mieli na to kolejni władcy Litwy, poczynając od księcia Giedymina, i fundatorzy obiektów świeckich i sakralnych spraszający europejskich architektów i artystów. Wiele zabytków jest dziełami rodzimych litewskich artystów i rzemieślników.
Z uczuciem ulgi pożegnaliśmy sympatyczną panią przewodnik i solidnie zmęczeni marzyliśmy o tym, żeby nigdzie nie spieszyć, móc wypić przysłowiową kawę, ale …
„Bo być w Wilnie, a nie znać Trok, to tak jak być w Rzymie i papieża nie widzieć." – słowa Edwarda Pawłowicza2 stanowiły hasło dla popołudniowej eskapady do dawnej stolicy Litwy. Krótko po godz. 17-tej zobaczyliśmy majestatyczną książęcą rezydencję na wyspie do której dotarliśmy po drewnianym moście zbudowanym nad wodami jeziorem Galwe.
O burzliwych dziejach zamku i jego tradycjach, udziale polskich muzealników i historyków pod kierunkiem prof. Stanisława Lorentza przy jego rekonstrukcji opowiadała nam miła Pani przewodnik. Naszą uwagę przyciągały zrekonstruowane ciągi komunikacyjne (drewniane i kamienne schody), komnaty i ich wyposażenie (meble, obrazy, porcelana i bibeloty), ekspozycje zbroi rycerskich i uzbrojenia, pieczęcie szlacheckie, numizmaty, przedmioty znalezione podczas wykopalisk.
Ciekawe były tematyczne plansze z obrazami z dziejów Litwy i zamku w Trokach oraz wystawa poświęcona dziejom, kulturze i religii trockich Karaimów. Również na dziedzińcu zamkowym znajdowały się narzędzia wykorzystywane w przeszłości do publicznego piętnowania winnych przekroczeń prawa: drewniany gąsior oraz metalowe konstrukcje: klatki błaznów i klatki hańby.
Gdy opuszczaliśmy okolice zamku nie tylko nasi wodniacy z żalem rezygnowali z przyjemności żeglugi po wodach jeziora Galwe do której zachęcali właściciele licznych stateczków cumujących przy jego brzegach.
Do dziś dnia w Trokach zachowała się ulica Karaimska - ulica, która ma swój niepowtarzalny urok i klimat. Stoją wzdłuż niej jednakowe niskie, ale schludne drewniane domy, ustawione do niej szczytami. Żółte, zielone, błękitne, mają spadziste dachy i okna w białych ramach. Jak głosi legenda, zawsze mają trzy okna: jedno dla Boga, jedno dla księcia Witolda w podzięce za sprowadzenie na te tereny i jedno dla gospodarza.
W drodze powrotnej na ulicy Karaimskiej poznawaliśmy dzieje trockich Karaimów (etnicznie pochodzenia tureckiego, mieszkają w Trokach od XIV wieku). Sprowadził ich z Krymu książę Witold, chcąc zapewnić sobie bezpieczeństwo od wewnętrznych spisków (Karaimi mieli opinię dzielnych wojowników, ludzi niezwykle sumiennych, wiernych i nieprzekupnych, dlatego powierzył im ochronę zamku. Nadał im przywileje i ziemie, pozwolił wznosić swoje świątynie, zakładać rodziny, zachować wiarę i tradycje).
Przy ulicy Karaimskiej mieści się również Kienesa karaimska czyli dom modlitwy. Nie mogliśmy zobaczyć jej wnętrza ponieważ broniła go zamknięta brama. Natomiast brak czasu uniemożliwił nam poznanie lokalnej kuchni i smaku karaimskich przysmaków.
O pobycie w tym uroczym miejscu będą nam przypominały liczne zdjęcia i pamiątki kupione na lokalnych straganach.
Czas przejazdu z Trok do Wilna wypełniła opowieść Pana Jacka o Barbarze Radziwiłłównie - drugiej żonie Zygmunta II Augusta, królowej Polski, wielkiej księżnie litewskiej.
W Wilnie zatrzymaliśmy się przed niepozorną restauracją o nazwie „Marceliukés Klétis” w której serwowane są dania kuchni litewskiej. Po przekroczeniu progu poczuliśmy się jak w wiejskiej chacie, której wnętrze wypełniają stare sprzęty, naczynia i narzędzia używane w gospodarstwie – w domu i pracy na roli. Gdy zajmowaliśmy zarezerwowane miejsca, obsługa restauracji roznosiła gliniane naczynia w kształcie rożków wypełnione miodową nalewką „Suktinis” i zapraszała do wzniesienia toastu powitalnego. Jego spełnienie należało zakończyć dmuchnięciem w świstawkę znajdującą się w końcówce rożka.
W przygotowanym dla nas menu znalazły się: barszcz litewski ze struganych czerwonych buraków ozdobiony wielkim kleksem gęstej śmietany, cepeliny z mięsem, placek ziemniaczany i kiszka ziemniaczana również ozdobione wielkim kleksem gęstej śmietany. Na deser podano piróg miodowy. Aby ułatwić nam trawienie zaserwowano deskę litewskich nalewek ziołowych „Trejos Devynerios” (Trzy Dziewiątki, 999, Trojanka litewska).
Miłą niespodziankę stanowił występ dwójki muzyków (akordeon i skrzypce), który był sygnałem do wspólnej zabawy – śpiewu i tańców.
Udaną imprezę zakończyliśmy w kręgu odśpiewaniem tradycyjnej „Piosenki Pożegnalnej”.
Po takiej dawce emocji z przyjemnością wróciliśmy do hotelu.
Dzień czwarty – Pożajście, Kowno, Wigry
W programie czwartego dnia wycieczki znalazło się zwiedzanie Kowna i powrót do Polski. Pochmurne sobotnie przedpołudnie nie zachęcało do spacerów. Było wilgotno i chłodno. Ale cóż to dla zmotoryzowanych piechurów …
Na trasie naszego przejazdu do Pożajścia (dzielnica Kowna) oglądaliśmy potężny zbiornik wodny na Niemnie (Morze Kowieńskie). Zwiedzanie rozpoczęliśmy od barokowego, XVII wiecznego największego na Litwie zespołu klasztornego kamedułów i Kościoła Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny. Jego fundator kanclerz wielki litewski Krzysztof Zygmunt Pac pragnął postawić pomnik potęgi rodu, a zarazem rodową nekropolię. Klasztor i kościół budowali oraz ozdabiali najpierw włoscy architekci i artyści.
Gdy klasztor i tutejszy zakon kamedułów zostały skasowane przez władze rosyjskie w odwecie za Powstanie Listopadowe (1831) osadzono w nim prawosławnych mnichów i uruchomiono w kościele cerkiew. W roku 1915 prawosławni mnisi zostali ewakuowani, a po uzyskaniu niepodległości przez Litwę zespół klasztorny przejęły siostry z konwentu Św. Kazimierza. W czasach komunistycznych kościół wykorzystywano na niesakralne cele m. in. archiwum, zakład psychiatryczny, filia kowieńskiego Muzeum Sztuki. W niepodległej Litwie zespół klasztorny zwrócono zakonnicom z konwentu św. Kazimierza, które mieszkały w nim w latach międzywojennych.
Z uwagą oglądaliśmy prezentowane zbiory sztuki sakralnej: ornaty, monstrancje, kielichy i przedmioty liturgiczne. Szczególny podziw i uznanie budziły prace dawnych artystów ozdabiających wnętrze kościoła (sztukaterie z plastycznymi postaciami, elementami roślinnymi i kwiatowymi, freski) i współcześnie je odnawiających. Jest jeszcze sporo pracy do wykonania (ściany nie zrewaloryzowanych jeszcze do końca budynków klasztornych, zewnętrzne mury).
Kowno, drugie co do wielkości miasto Litwy, przez krótki okres - jej stolica, powitało nas opadami deszczu. Spacer jego ulicami rozpoczęliśmy przy ruinach obronnej twierdzy (XVI w.) usytuowanej w „międzyrzeczu” ujścia rzeki Wilii do Niemna. Czasy dawnej świetności twierdzy przypominały zrekonstruowane dwie baszty, fragment murów, basteja z XVI wieku i fragment fosy. Na dawnym dziedzińcu znajduje się rzeźba Pogoni – konnego rycerza ze wzniesionym nad głową mieczem i tarczą – herbem Litwy.
W drodze do Rynku oglądaliśmy wystrój franciszkańskiego kościoła św. Jerzego. Idąc dalej mijaliśmy zabytkowe kamienice, kościoły z różnych epok. Niezawodny Pan Jacek doprowadził nas do kamienicy w której mieszkał i tworzył Adam Mickiewicz (w Kownie powstały m.in. „Grażyna” i „Dziady”) oraz stojącego blisko rynku „Domu Perkuna”. Poznaliśmy jego piękną historię (od XV wieku do czasów współczesnych) i legendę związaną z tym miejscem. Mówi ona, że przed wiekami była tu pogańska świątynia i płonął święty ogień. Być może jest to prawdą, a świadczyć może o tym fakt, że w XIX wieku w podziemiach domu znaleziono figurkę bożka. We wnękach muru otaczającego teren „Domu Perkuna” znaleźliśmy mural przedstawiający Adama Mickiewicza, fragment jego tekstu w języku litewskim oraz zabezpieczone szybą wydania „Pana Tadeusza”.
Rynek otacza kilka zabytkowych kościołów – archikatedra, późnobarokowy kościół św. Franciszka Ksawerego z klasztorem jezuitów, kościół św. Trójcy oraz kamieniczki z ciekawymi detalami architektonicznymi. Na środku Rynku, zwanego też Placem Ratuszowym, uwagę przyciąga biały gmach ratusza nazywany „białym łabędziem”. W Ratuszu odbywają się ceremonie ślubne, więc obserwowaliśmy liczne świętujące grupy gości weselnych. Dźwięki zawieszonej na ratuszowym murze sygnaturki oznaczały, że kolejna młoda para powiedziała sakramentalne tak i opuszcza urząd.
Gdy wchodziliśmy na rynek litewscy żołnierze kończyli swoją uroczystość (prawdopodobnie była to przysięga młodych żołnierzy). Trafiliśmy na jej ostatni punkt, czyli żołnierski poczęstunek dla uczestników uroczystości. Nie była to grochówka, ale kasza z mięsem. Również i my nie odmówiliśmy sobie przyjemności jej posmakowania. Była naprawdę smaczna!
W ciepłych promieniach słońca dotarliśmy do autokaru. Nasz pobyt w Kownie zakończyliśmy szybkim shoppingiem w centrum handlowym o wdzięcznej nazwie „Akropolis”, gdzie szybko uzupełniliśmy listę pamiątek z podróży o słynne litewskie przysmaki.
W autokarze Pan Jacek kontynuował opowieść o wspólnej historii Polski i Litwy. Tym razem przypomniał „niezwyciężoną siłę” polskich i litewskich sił zbrojnych – husarię, której oddziały dzięki wybitnym wodzom i stosowanej przez nich taktyce odnosiły zwycięstwa w wielu bitwach np. pod: Kircholmem (1605), armia Wielkiego Księstwa Litewskiego pod dowództwem Jana Karola Chodkiewicza, pobiła trzykrotnie liczniejszą armię szwedzką dowodzoną przez króla szwedzkiego Karola IX. Dysproporcja sił była jeszcze większa w bitwach pod Kłuszynem (1610), wojska polskie dowodzone przez Stanisława Żółkiewskiego rozbiły oddziały Rosjan i zaciężnych cudzoziemców; Chocimiem (1621), jazda polsko-litewska pod dowództwem Jana Karola Chodkiewicza rozbiła turecką jazdę i piechotę – „Mości Panowie, nie ważne ilu ich jest – szablą ich policzymy”; Wiedniem (1683), kiedy to król Jan III Sobieski wyruszył na odsiecz obleganej przez Turków stolicy Austrii. Szarża polskiej kawalerii, wspieranej przez jazdę austriacką i niemiecką, zakończyła bitwę w pół godziny. Wojska tureckie w rozsypce rzuciły się do ucieczki.
W kraju czekała nas miła niespodzianka w postaci noclegu w pokamedulskim klasztorze nad jeziorem Wigry.
Tereny Pojezierza Suwalskiego urzekają pięknem krajobrazu. Naszą uwagę przyciągało malownicze położenie zespołu klasztornego w Wigrach – wzgórze na półwyspie nad jeziorem, otoczonym lasami. Zwiedzanie zabytkowego kompleksu rozpoczęliśmy przy historycznym domu furtiana, gdzie oczekiwał na nas Pan Jan Biziewski, miejscowy przewodnik.
Na wstępie wysłuchaliśmy opowieści o historii zgromadzenia kamedułów, ich przybyciu do Polski, początkach i wieloletniej działalności na wyspie wigierskiej (Pustelnia Wyspy Wigierskiej). Oprowadzani przez Pana Jana oglądaliśmy pieczołowicie zrekonstruowane fasady budynków i odtworzone wnętrza: dawnej Kaplicy Kanclerskiej (obecnie mieszczą się w niej: Muzeum Papieskie, pomieszczenia administracyjne i pokoje gościnne), Domu Królewskiego (obecnie mieszczą się w nim: restauracja, galeria, sala konferencyjna oraz pokoje gościnne), kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny (w jego podziemiach znajdują się krypty-katakumby oraz malowidło przedstawiające taniec śmierci, alegorię śmierci zapraszającej mnicha do tańca). Naszą uwagę szczególnie przykuwały eremy (część z nich odnowiono i przekształcono w pokoje gościnne). W opowieści Pana Jana znalazły się również legendy: „O siei wigierskiej” i „O mnichu i wieśniaczce” opowiadane nad Wigrami z pokolenia na pokolenie.
W naszej wędrówce po wzgórzu obejrzeliśmy również okolicznościową wystawę fotografii z okazji XX-lecia Jubileuszu pobytu Św. Jana Pawła II w Wigrach – 8-10. 06. 1999 oraz kamienny głaz z metalową tablicą inskrypcyjną upamiętniające harcerzy z kursów nad Wigrami w latach 1924-1939
Pobyt w dawnym klasztorze był dla nas dużą atrakcją tym bardziej, że nie tylko poznaliśmy jego ciekawą historię i smaki kuchni wigierskiej w czasie sytej kolacji i śniadania (posiłki jedliśmy w pięknym refektarzu), wspominać będziemy również nocleg w eremach i pokojach w dawnej Kaplicy Kanclerskiej i Domu Królewskim – gdzie można było poczuć się zakonnikiem.
Dzień piąty – wracamy do Krakowa
Dzień powrotu do Krakowa miały wypełnić kolejne atrakcje. Pierwszą z nich miały być spacer połączony ze zwiedzaniem Tykocina. Niestety nasze plany pokrzyżowali organizatorzy V edycji Podlaskiego Auto Cafe – eventu organizowanego z myślą o miłośnikach motoryzacji i koneserach kawy, którego główna część niezmiennie odbywa się na zamku w Tykocinie.
Przysłowiowe „trzy grosze” dołożyli również miłośnicy motocykli, którzy opanowali reprezentacyjny plac Czarnieckiego. Tak więc zostaliśmy zmuszeni do wprowadzania zmian w programie. Na wstępie podziwialiśmy niekoniecznie stare, ale z pewnością zadbane dwu i czteroślady. Kolejne etapy stanowiły zwiedzanie XVIII wiecznego kościoła Trójcy Przenajświętszej, placu Czarnieckiego z pomnikiem Stefana Czarnieckiego z 1763 roku, Muzeum Kultury Żydowskiej mieszczącego się we wnętrzach Wielkiej Synagogi z 1642 oraz Domu Talmudycznego. Przy synagodze obserwowaliśmy pracę miejscowego artysty rzeźbiarza i mogliśmy nabyć jego prace.
Czas przejazdu do Krakowa wypełniały kolejne opowieści Pana Jacka tym razem o Stanisławie Leszczyńskim – dwukrotnym królu Polski oraz o urodzonej w Wilnie polskiej Joannie D’arc – Emilii Plater – uczestniczce Powstania Listopadowego na Żmudzi. Wdzięcznym tematem żartów okazała się niewinna zbiórka tour guide’ów.
Wspólnie spędzony czas był także okazją do prezentacji uczestnikom wycieczki dotychczas nie związanym z SPH planów i zamierzeń Stowarzyszenia na najbliższy okres czasu m. in.: „VIII Spotkanie z piosenką”, obozy żeglarski i zagraniczny w Chorwacji. Druhna Danuta Noszka-Leśniewska i Druh Stanisław Piasecki mówili również o przygotowaniach do obchodów 20-lecia Stowarzyszenia i planowanych wycieczkach krajowych i zagranicznych. Zachęcali do wspierania działalności SPH i wstępowania w jego szeregi.
Pięć dni wycieczki minęło nam bardzo szybko i w miłej atmosferze. Wróciliśmy do Krakowa zmęczeni, ale ze wspaniałymi wspomnieniami oraz pogłębioną wiedzą o ziemi podlaskiej i Litwie. Naszą podróż zakończyliśmy około godz. 19.30 w miejscu w którym ją rozpoczęliśmy, czyli przy Rondzie Matecznego. Raz jeszcze gorącymi oklaskami podziękowaliśmy organizatorom – członkom Zarządu SPH i pracownikom Eko-Tourist sp. z o.o. w Krakowie za zaangażowanie, profesjonalizm, wysiłek organizacyjny i przede wszystkim za serce włożone w przygotowanie wycieczki „Litwa 2019, czyli majówka na Podlasiu i Litwie”.
Ps.
Miała to być krótka relacja o naszej pięciodniowej podróży ale … wyszło, jak wyszło … W czasie naszej wycieczki odwiedziliśmy wiele miejsc i trudno jest je wymienić, a co dopiero szczegółowo opisać. Zainteresowanych odsyłam do profesjonalnych przewodników.
Obecnie z niecierpliwością będziemy czekać na informacje kiedy i gdzie poniosą nas nogi …??? A może popłyniemy daleko …???
Tekst: hm. Andrzej Gaczorek
Foto: hm. Bogdan Dutkowski i Andrzej Gaczorek