Jak było? – Byczo!
Jak było? – Kaczo!
Jak było? – Indyczo!
Jak było? – Byczo, kaczo i indyczo!!!
Ten okrzyk, który pamiętają chyba wszyscy uczestnicy kolonii i obozów harcerskich z dawnych lat, wyrażał radość i entuzjazm, że coś było fajne, że coś poszło zgodnie z planem.
Ahoj przygodo – Majówka nad Bałtykiem.
Po kilkuletniej przerwie spowodowanej m.in. pandemią COVID-19 wznowiony został projekt pn. Zwiedzamy Europę w ramach którego poznajemy inne kraje i ich mieszkańców, miejsca bardziej i mniej znane oraz tradycję, kulturę, przeszłość i teraźniejszość. Tym razem postanowiliśmy wybrać się na planowaną od dawna wyprawę szlakiem bliskich geograficznie i związanych z losami Polski nadbałtyckich krajów – Litwy, Łotwy i Estonii połączoną z kilkugodzinnymi wypadami do Sztokholmu (Szwecja), Turku i Helsinek (Finlandia).
Szczegółowy harmonogram Majówki nad Bałtykiem zawierający istotne informacje został opracowany już w listopadzie 2024 roku przez krakowski Eko-Tourist sp. z o.o. oraz przedstawiony członkom i sympatykom naszego stowarzyszenia oraz Regionu IPA Kraków. Było to siedem dni: 25 – 31 maja 2025 roku, w czasie których nikt nie miał czasu narzekać na nudę.
Dzień pierwszy. Wyruszamy na Bałtycki Szlak.
Po kilku miesiącach od przyjęcia pierwszych zgłoszeń, 36 uczestników wycieczki spotkało się bladym świtem w niedzielny poranek na parkingu Parku Handlowego Zakopianka, gdzie czekał autokar firmy transportowej Mistral Bus z mistrzami kierownicy – Panami Jerzym Sobasem i Wojciechem Mazurkiewiczem oraz pilotką naszej wycieczki – Panią Wiolettą Sosnowską.
Po przywitaniu się, zapakowaniu bagaży i zajęciu miejsc w autokarze, punktualnie o godzinie 5.30, obraliśmy kurs na granicę polsko-litewską. Droga była prawie całkowicie pusta. Sprzyjała nam pogoda – omijały nas deszcze, a słońce grzało z umiarem. Jechaliśmy wygodnym, klimatyzowanym autokarem. Podróż przebiegała bez zakłóceń, a kierujący płynnie i bezpiecznie wykonywali manewry. Można było skupić się na relaksie, czytaniu książki lub po prostu delektować się widokami za oknem. Większość podróżujących po raz pierwszy Bałtyckim Szlakiem z uwagą słuchała informacji pani Wioli dotyczących m.in. historii, kultury i życia codziennego plemion Bałtów, historycznych związków Polski z odwiedzanymi miejscami. Długi przejazd nie dłużył się, bo towarzystwo rozgadało się.
Około godziny 14-tej w karczmie „Wilczy Głód” w Szypliszkach przyszła pora na posiłek m.in. lokalne przysmaki i napoje, których degustacja pozytywnie nastroiła nas na dalszą część dnia. Przyszła również pora na przestawienie zegarków na czas lokalny – litewski, czyli o jedną pełną godzinę do przodu oraz zbiórkę pieniędzy na realizację programu.
Równie szybko – litewskim drogom nie można nic zarzucić, bez problemów przekroczyliśmy obecną granicę polsko-litewską. Nikt nas nie zatrzymał ani się nami nie zainteresował. Ok. godz. 18-tej zatrzymaliśmy się w trzygwiazdkowym hotelu „Romantic” w Poniewieży (lit. Panevėžys). Po zakwaterowaniu i udanej kolacji bardziej wytrwali uczestnicy wycieczki udali się na mini spacer do którego zachęcało otocznie hotelu – dużo zieleni, ławeczki, rzeka i zbiornik wodny.
Niepisanym zwyczajem wycieczki były wczesne pobudki, czyli wstawanie wcześniej niż zazwyczaj (różnica czasu). Codziennie rano w autokarze pani Wiola szczegółowo omawiała program dnia, a także w sposób przystępny, okraszony humorem przekazywała swoją wiedzę m.in. praktyczne informacje i mnóstwo „smaczków” dot. zwiedzanych miejsc. Rytm dnia wyznaczały również pory posiłków, odjazdu autokaru oraz czas spotkania z lokalnymi, polskojęzycznymi przewodnikami. Zwiedzanie ułatwiały niezawodne zestawy tour guide, dzięki którym przewodnickich opowieści słuchaliśmy bez konieczności zatrzymywania się.
Dzień drugi. Zwiedzamy Rygę – miasto, którego jednym z najsłynniejszych symboli są koty1.
Po śniadaniu w hotelowej restauracji w Poniewieżu pierwszym punktem programu w drugim dniu wycieczki był Pałac Rundale, jeden z najwspanialszych pałaców barokowych w krajach nadbałtyckich – określany mianem „Mały Wersal”.
Bez problemów przejechaliśmy miejsce, gdzie kiedyś było przejście graniczne pomiędzy Litwą a Łotwą. Po dawnym przejściu granicznym zostały wspomnienia i budynki popadające w ruinę.
Pod opieką mówiącej po polsku, pani Wandy Jelińskiej-Platace, przewodnika turystycznego na Łotwie poznawaliśmy burzliwą historię Pałacu Rundale, obejmującą ponad trzy stulecia. Pałac i jego wnętrza są imponujące. Na uznanie zasługują także prowadzone prace rekonstrukcyjne i konserwatorskie mające przywrócić mu dawną świetność. Pałac obowiązkowo zwiedza się w „szpitalnych” kapciach.
Istotną część zespołu pałacowego stanowią starannie zagospodarowane ogrody z oczkiem wodnym, przepiękne fontanny, wijące się ścieżki, bujna zieleń i tętniące życiem kwiatowe rabaty. Za kanałem znajduje się las i park myśliwski. Przemieszczanie się ułatwiają także przejażdżki melexem (odpłatne) z audio-przewodnikiem, niestety nie w języku polskim.
Także pod opieką pani Wandy, w drugiej części dnia zwiedzaliśmy Rygę – stolicę i największe miasto Łotwy. Przy wjeździe do Rygi w panoramie miasta najbardziej wyróżniały się: wieża radiowo-telewizyjna (trzecia co do wysokości wieża w Europie), Pałac Nauki (wyglądem przypominający Pałac Kultury i Nauki w Warszawie), nowy gmach Biblioteki Narodowej, Hale Targowe, mosty na Dźwinie, zabudowa Starego Miasta, którego historyczne centrum wpisane zostało na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w roku 1997.
Stolica Łotwy posiada wiele zabytków, skupionych na niewielkim obszarze. Większość najważniejszych atrakcji oraz ciekawych miejsc mogliśmy zobaczyć poruszając się wyłącznie pieszo. Na szlaku naszej wędrówki znalazły się obiekty mające historyczny charakter (dawne i współczesne) m.in. Zamek Ryski, Katedra Domska – największy kościół w krajach nadbałtyckich, Muzeum Wojenne Łotwy, Brama Szwedzka i Wieża Prochowa, gotycki Kościół św. Piotra, zespół średniowiecznych kamieniczek „Trzej Bracia”, Plac Ratuszowy i Dom Bractwa Czarnogłowych (18 marca 1921 r. podpisano w nim Traktat pokoju między Polską a Rosją i Ukrainą), dawna siedziba KGB, budynki Wielkiej i Małej Gildii, Koci Dom, Opera. Naszą uwagę przyciągały również pomniki: św. Rolanda, Strzelców Łotewskich, Wolności, Georga Armitsteade’a, granitowe tablice „Ślady” (łot. Pēdas), postacie z baśni o Muzykantach z Bremy, czyli osła, psa, kota i koguta przy kościele św. Piotra, Bożonarodzeniowej Choinki czy św. Krzysztofa na brzegu Dźwiny.
Nie zabrakło też czasu na relaks, wykonanie pamiątkowych zdjęć oraz poszukiwania oryginalnych – regionalnych pamiątek i drobnych upominków.
Solidnie zmęczeni, zaskoczeni, że w ciągu kilku godzin można było zwiedzić tak dużo miejsc, serdecznie pożegnaliśmy sympatyczną panią przewodnik. Po doznaniach duchowych przyszedł czas na ucztę dla ciała czyli obiadokolację w kompleksie gastronomiczno-relaksacyjnym „Lido”. Mile zaskakiwał bogaty i różnorodny asortyment potraw – od zimnych i ciepłych zakąsek oraz zup i dań zasadniczych do deserów i napojów. Wybór „co zjeść” nie był łatwy – przecież większość wycieczkowiczów deklarowała zdrowy tryb życia. Dzień pełen wrażeń zakończyliśmy w 4-gwiazdkowym „Rixwell Elephant”.
Dzień trzeci. Przez Tallinn do Sztokholmu.
Piękno, klimat i interesujące miejsca w kolejnej nadbałtyckiej stolicy – Tallinnie odkrywał przed nami Pan Zbyszek Jobczyński, lokalny przewodnik z polskim rodowodem. Swoją opowieść o mieście, w którym żyje od przeszło dwudziestu lat, rozpoczął od podania znaczenia nazwy Tallinn w języku polskim, czyli „duńskie miasto”. W trakcie zwiedzania dowiedzieliśmy się wielu ciekawych faktów na temat samej Estonii i jej mieszkańców. Zwiedzanie Starówki zaczęliśmy od Górnego Miasta i wzgórza Toompea pod Basztą Długi Hermann (est. Pikk Hermann) na której dumnie powiewała flaga Estonii5. Kolejnym punktem naszej wędrówki był plac zamkowy przy którym znajdują się średniowieczny Zamek Toompea – siedziba parlamentu i najwyższych władz państwowych Estonii oraz Sobór św. Aleksandra Newskiego, wzniesiony na przełomie XIX i XX wieku. Cerkiew robi wielkie wrażenie z zewnątrz, niestety nie można było poznać piękna jej wnętrza.
Tallinn urzekał swoimi wąskimi brukowanymi uliczkami i kamieniczkami. Opisując mijane, zabytkowe budynki i ciekawe punkty Pan Zbyszek ciągle zaskakiwał ciekawostkami historycznymi oraz zabawnymi anegdotami i legendami. Jedną z głównych atrakcji Starego Miasta były średniowieczne mury obronne i baszty. Opowiadając ich historię Pan Zbyszek nie krył uśmiechu podając ich nazwy np. Baszta Dziewicza, Gruba Małgorzata czy w dosłownym tłumaczeniu na język polski np. Baszta Kiek in de kök czyli „Zajrzyj do kuchni”. Wyjątkową atrakcję stanowiła panorama Starego Miasta i portu oglądana z niewielkiego tarasu widokowego. Mile zaskoczył nas również uliczny gitarzysta grający utwory muzyczne z popularnych polskich filmów i seriali.
Podobnie jak w Rydze w różnych punktach Tallinna widoczne były ukraińskie barwy, flagi i inne oznaki solidarności z Ukrainą. W Wilnie na cyfrowych wyświetlaczach LED z przodu i tyłu autobusów, widać było serduszko i napis I love Ukraina.
Na naszej trasie do Dolnego Miasta znalazły się m.in. Kościół św. Mikołaja, Plac Ratuszowy z Ratuszem, najstarsza nieprzerwanie funkcjonująca apteka w Europie, dawna siedziba KGB, kupieckie kamieniczki: Wielkiej Gildii, Bractwa Czarnogłowych i łącząca funkcje mieszkalne i magazynowe Trzy Siostry. Przy Bramie Morskiej, w pobliżu której mieści się oddział Estońskiego Muzeum Morskiego znajduje się tablica upamiętniająca internowanie i brawurową ucieczkę załogi okrętu podwodnego ORP „Orzeł" z Tallinna, we wrześniu 1939 roku.
Z naszym przewodnikiem rozstaliśmy się w przy ul. Mere puiestee, (pol. Zwykły bulwar), gdzie postawiono oryginalny monument pn. „Przerwana linia” upamiętniający ofiary katastrofy promu „Estonia”. Wymowna cisza, która zapadła w tym miejscu nie wymagała żadnych słów…
Kilka minut zajął nam dojazd autokarem do terminala promowego w Tallinnie, gdzie mieliśmy się stawić pomiędzy godziną 16:00 a 17:30, aby przejść odprawę promową. Wśród licznej grupy podróżujących znajdowało się kilka wycieczek z różnych regionów Polski. Po otrzymaniu wejściówek i przejściu przez szybkie bramki z systemem kontroli dostępu, udaliśmy się do rękawa pasażerskiego prowadzącego na prom „Baltic Queen”. Na górę można było wejść po schodach lub wjechać ruchomymi schodami.
Przy wejściu na wchodzących pasażerów czekała obsługa, która wskazywała poziom i korytarze z kabinami dla pasażerów. Drzwi kabin otwierały karty, które otrzymaliśmy w trakcie odprawy promowej. Wyposażenie standardowej kabiny można porównać z pokojem hotelowym. Dostępne były kabiny wewnętrzne (bez okna, w miejsce którego zawieszony jest obraz lub lustro) i zewnętrzne (z oknem lub balkonem). Przed wyjazdem z Krakowa można było dokonać wyboru rodzaju kabin. W kabinie znajdowały się ponadto: ścienny wieszak na ubranie, cztery rozkładane łóżka (2 łóżka dolne oraz 2 łóżka górne), stolik, telefon do użytku wewnętrznego, telewizor. Każda kabina posiadała osobną łazienkę z ręcznikami, prysznicem, wc, umywalką i suszarką oraz klimatyzację, którą można było ustawić na żądany poziom chłodzenia lub ogrzewania.
Okazuje się, że w stosunkowo niewielkim pomieszczeniu jest wystarczająco dużo miejsca nawet dla czterech osób. Biorąc pod uwagę, że podróż miała trwać około 18 godzin było dużo czasu, aby zwiedzić prom poznać dostępne udogodnienia i usługi na pokładzie.
Na promie można było zrobić wiele rzeczy: zjeść smaczny posiłek w samoobsługowej restauracji, wypić drinka w barze, zrelaksować się w spa, zrobić zakupy w sklepie wolnocłowym, grać w gry wideo, tańczyć i śpiewać karaoke, słuchać muzyki „na żywo” lub po prostu spacerować po pokładzie widokowym i oglądać widok słońca zachodzącego nad morzem, a także obserwować ruch fal. Najmłodsi uczestnicy rejsu mieli do swojej dyspozycji przestrzeń z zabawkami, książeczki i malowanki, basen z kolorowymi piłkami. Mogli oglądać filmy z ulubionymi bohaterami.
Dzień czwarty. Zwiedzamy Sztokholm.
Podczas śniadania na promie padający deszcz utrudniał obserwację licznych wysp, wysepek i przybrzeżnych skał. Patrząc na krople spływające po szybach jadalni zastanawialiśmy się czy deszczowa pogoda będzie przeszkodą w odkrywaniu miasta. Śniadanie było „na bogato”, więc najedzeni – z nadzieją na ciekawy dzień – zajęliśmy miejsca w autokarze. Na Starym Mieście spotkaliśmy się z panią Barbarą Mokrosinski, miejscowym przewodnikiem, która oprowadziła nas po najciekawszych zabytkach stolicy Szwecji.
Zaczęliśmy od wizyty w jednym z najpopularniejszych muzeów morskich świata – muzeum słynnego okrętu wojennego „Vasa”. Świetnie zachowany wrak XVII wiecznego statku, który zatonął po przepłynięciu zaledwie 1.000 metrów robi wrażenie. Uwagę zwiedzających przyciągały liczne znaleziska, multimedialne ekspozycje m.in. związane ze sztuką budowy statków, ich zdobienia i wyposażania, życiem na morzu, wydobyciem wraku „Vasa” z dna morza oraz pracami konserwatorskimi. Wrażenie robiła aparatura monitorująca parametry środowiskowe (temperatura i wilgotność), a także wykrywająca potencjalne zagrożenia. Chętni mogli zobaczyć dokumentalny film o okręcie wyświetlany w kilku językach. Sporym zainteresowaniem cieszyła się również oferta sklepu z pamiątkami, które można nabyć jedynie w Muzeum „Vasa”.
Spacer przez sztokholmskie Stare Miasto stanowi niezapomnianą podróż w czasie. Dawną świetność zachowały nawet budynki wzniesione w XIV wieku (Kościół św. Mikołaja). Inne wybudowane w późniejszych wiekach, wielokrotnie modernizowane, współgrają z resztą otoczenia m.in. Zamek Królewski, Dom Rycerstwa, Ratusz – miejsce przyjęć noblowskich, Opera Królewska. Niepowtarzalny klimat tworzyły wąskie, brukowane uliczki, kolorowe kamienice. Nie zniknęły z ulic miasta stare wagony tramwajowe, budka telefoniczna (umieszczono w niej aparat AED, czyli automatyczny defibrylator zewnętrzny), a nawet męski WC. Z ciekawością oglądaliśmy również przyokienne lusterkowe peryskopy do obserwacji otoczenia – odpowiedniki współczesnych kamer monitoringu ulicznego.
Wiele miejsc w Sztokholmie może pełnić rolę punktów widokowych na zatokę Saltsjön i panoramę miasta. Spośród licznych atrakcji turystycznych, które przyciągają uwagę zwiedzających miasto, naszą uwagę skupiliśmy na niewielkiej, bo piętnastocentymetrowej, figurce siedzącego chłopca z twarzą zwróconą ku niebu. Do gustu przypadła nam opowieść o warunkach jakie należy spełnić, by powrócić do Sztokholmu – należy pod rzeźbą zostawić monetę i pogłaskać głowę „księżycowego chłopca”.
Był również czas na odpoczynek i relaks czyli wizyta w tradycyjnej kawiarni „Sundbergs Konditori” założonej w 1785 roku, gdzie przy słodkich deserach i pysznej kawie (darmowe dolewki) toczyły się rozmowy na różne tematy. Były żarty i śmiech.
Czas na pokładzie promu „Viking Glory” wypełniły promowe atrakcje m.in. możliwość spędzenia czasu na świeżym powietrzu, malownicze widoki oraz oferta kulinarna w której podstawą były oczywiście ryby i owoce morza. Po wspólnej kolacji, przyjemnie zmęczeni podróżą, niemal natychmiast szybko zasnęliśmy.
Dzień piąty. Turku – Helsinki – Tallinn.
Niewielkie opady deszczu nie stanowiły przeszkody w odwiedzeniu najstarszego fińskiego miasta i historycznej stolicy Finlandii oraz zwiedzaniu muzeum – dawnej warowni i rezydencji książąt Finlandii. Brak czasu stanął na przeszkodzie w poznaniu świata Muminków Moominworld w miasteczku Naantali, odległego od Turku o około 15 km.
Trasę z Turku do Helsinek pokonaliśmy autokarem, co zajęło około 2 godziny. Zmieniły się też warunki pogodowe i ciepłe promienie słońca towarzyszyły nam przez cały dzień. W rolę przewodnika po obecnej stolicy Finlandii, wcielił się mający szwedzkie korzenie, Pan Holger Thors, Fin mówiący językiem polskim w sposób poprawny i przyjemny dla ucha.
Zwiedzanie miasta rozpoczęliśmy od oglądnięcia monumentalnego pomnika „Passio Musicae” (pol. Muzyka Pasyjna) przypominającego gigantyczne piszczałki organów oraz rzeźby przedstawiającej twarz Johanna Sibeliusa – wybitnego fińskiego kompozytora muzyki poważnej.
Przy okazji nasz przewodnik przypomniał najbardziej rozpoznawalnych Finów na świecie: Carla Mannerheima, Urho Kekkonena i Tove Marikę Jansson. W drodze do centrum poznaliśmy klejnot fińskiej architektury, wykuty w graniowej skale kościół protestancki Temppeliauko. Jego kameralne wnętrze ma owalny kształt zamknięty nagimi skalnymi ścianami. Sklepienie przypomina ogromny dysk wykonany z miedzianego drutu, a wnętrze oświetlane jest naturalnym światłem. Ze względu na doskonałą akustykę wnętrza kościół jest wykorzystywany jako sala koncertowa.
Następnie przez okna autokaru oglądaliśmy reprezentacyjne miejsca stolicy Finlandii m.in. zmodernizowany Stadion Olimpijski i pomnik upamiętniający „Latającego Fina”, biegacza Paavo Nurmiego, Plac Senacki z Katedrą Luterańską, Uniwersytet Helsiński i Parlament. Obiektem naszej zazdrości była nowa Helsińska Biblioteka Centralna zbudowana w ramach obchodów 100–lecia Finlandii.
Ponadto przed wypłynięciem do Tallina odwiedziliśmy znajdujący się niedaleko portu Sobór Uspieński, nazywany inaczej soborem Zaśnięcia Matki Boskiej.
Wieczorem zaokrętowaliśmy się na prom „My Star” i po relaksującym 2-godzinnym rejsie połączonym z pyszną kolacją wróciliśmy do Tallina. Noc spędziliśmy w trzygwiazdkowym Tallin Express.
Dzień szósty. Wilno.
Kolejny dzień przeznaczony został na powrót na Litwę. Do pokonania mieliśmy około 600 km. Po tradycyjnym wczesnym śniadaniu i porannej kawie wyruszyliśmy w drogę. Krótkie kilkuminutowe postoje, jeszcze po stronie łotewskiej, aby rozprostować nogi, wykorzystywane były na zakup ostatnich upominków – praktycznych, jak i bardziej symbolicznych. Ciekawą formą relaksu był spacer po piaszczystej plaży. Nikt jednak nie zdecydował się na wejście do zimnego Bałtyku.
Poczuliśmy się swojsko, gdy zobaczyliśmy charakterystyczne dla Wilna widoki: wieżę telewizyjną, Basztę Zamku Giedymina na wzgórzu zamkowym i powiewającą flagę litewską8 oraz ludzi wypoczywających na brzegach rzeki Wilii. Być może dlatego, że pamiętaliśmy Wilno z poprzedniego pobytu w 2019 roku.
Ostatnią smakowitą kolację w Wilnie, w znanej lokalnej restauracji „Sakwa”, zakończyła przeplatana anegdotami i żartami rozmowa z jej właścicielem, prowadzona w języku polskim z kresowym zaśpiewem. W przygotowanym dla nas menu znalazły się: litewski barszcz na ciepło ozdobiony kleksem śmietany, cepelin, pieczony pieróg z farszem mięsnym i surówka. Noc spędziliśmy w trzygwiazdkowym hotelu „Panorama” usytuowanym w pobliżu Ostrej Bramy. Po rozlokowaniu się w pokojach część osób wyszła na wieczorny spacer przez historyczne centrum miasta.
Dzień siódmy. Wracamy do domu.
Kilkugodzinną wędrówkę po wileńskiej Starówce rozpoczęliśmy po śniadaniu w hotelowej restauracji, wykwaterowaniu z pokoi oraz umieszczeniu bagaży w autokarze. Pod opieką pani Krystyny Kamińskiej dziennikarki i lokalnego przewodnika, prezes Społecznego Komitetu Opieki nad Starą Rossą, ruszyliśmy na kolejne spotkanie z Wilnem. Jej sposób przekazywania historycznych faktów i wiadomości oraz ich ilość nie były męczące. Z ciekawością słuchaliśmy także litewskich legend i anegdot związanych z historycznymi faktami, które trudno jest znaleźć w przewodnikach i internecie.
W wielu miejscach czuliśmy się, jak przed kilku latami, gdy po raz pierwszy zwiedzaliśmy Wilno. Miasto wypiękniało, odnowiono elewacje wielu budynków, ogródkowe kawiarenki tonęły w kwiatach i zieleni. Atrakcjami dnia były m.in.: Cmentarz Na Rossie, Ostra Brama i kaplica Ostrobramska z obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej, Cerkiew Św. Trójcy i klasztor Bazylianów, Cerkiew świętego Ducha, Plac Ratuszowy, Uniwersytet Wileński i kościół świętych Janów, Kościół św. Kazimierza i Plac Katedralny na którym w pobliżu dzwonnicy odnaleźliśmy płytkę z napisem „Stebuklas”, czyli „Cud”. Istnieje przekonanie, że płytka ma magiczne właściwości spełniania najgłębszych pragnień i marzeń – wystarczy stanąć na niej, pomyśleć życzenie i obrócić się wokół własnej osi.
Z zainteresowaniem przyglądaliśmy się spotykanym na trasie naszej wędrówki dorosłym, młodzieży i dzieciom w ubiorach, których dominującym kolorem był kolor różowy. W restauracjach i kawiarniach widzieliśmy różowe elementy wystroju, powiewały flagi i chorągiewki, a jedną z ulic wyłożono różowym dywanem. Ubrana na różowo pianistka grała na pianinie w kolorze różowym. Okazało się, że różowy to kolor festiwalu, że przez przypadek uczestniczymy w Trzecim Wileńskim Festiwalu Chłodnika (ang. Pink Soup Fest). Fajnym elementem festiwalu była również kilkutysięczna parada, w której maszerowały „chłodnikowe” maskotki – botwinka, ogórek, koper, jajko.
Z okazji festiwalu w lokalnych restauracjach serwowano unikalne wersje litewskiego chłodnika oraz inne twórcze, różowe dania, takie jak różowa pizza, koktajle i desery. Także i my nie oparliśmy się pokusie posmakowania litewskiego chłodnika, serwowanego na zimno z posypanymi koperkiem gorącymi ziemniakami w restauracji Bernelių Užeiga, której wystrój tworzy przytulną i przyjemną atmosferę.
Po zrealizowaniu programu wycieczki, wczesnym popołudniem opuściliśmy Wilno i skierowaliśmy się w stronę Polski. Podczas ostatniego krótkiego postoju przed przekroczeniem granicy litewsko-polskiej zrobiliśmy pamiątkowe „rodzinne” zdjęcie do kolekcji. Pamiątką z podróży będą również plakietki, identyfikujące członków SPH.
Po kilkugodzinnej jeździe dotarliśmy do baru „Abro”, położonego wśród lasów Puszczy Augustowskiej, w którym skupiliśmy się na regeneracji, uzupełnianiu płynów oraz degustacji tradycyjnych dań kuchni polskiej i dań regionalnych. Było warto.
Wbrew popularnemu stwierdzeniu, że „w podróży czas się dłuży” wspominano bliższe lub dalsze wojaże, najlepsze chwile z turystycznych tras, zaczęto tworzyć plany przyszłych kilkudniowych podróży. Z największym uznaniem spotkał się pomysł przedświątecznego rejsu promem do Kopenhagi – jeszcze w tym roku. Dlatego z niecierpliwością czekać będziemy na niezbędne informacje.
Naszą podróż zakończyliśmy 1 czerwca po północy, czyli około 1:30 w nocy w miejscu w którym ją rozpoczęliśmy, czyli na parkingu Parku Handlowego Zakopianka.
Za nami cudowny czas i bagaż niezapomnianych wspomnień, z którymi – SZCZĘŚLIWI – wróciliśmy do Krakowa. Indywidualne wspomnienia z podróży utrwalone zostały na wykonanych w niezliczonej ilości zdjęciach, które oglądane z perspektywy czasu wywołają uśmiech, przywołają miejsca i zwykłe, wspólnie spędzone chwile.
Ps.
Niełatwo jest wyrazić uznanie dla wykonywanej codziennie pracy i obowiązków. Pragniemy raz jeszcze serdecznie podziękować Pani Wioletcie Sosnowskiej oraz Panom Jerzemu Sobasowi i Wojciechowi Mazurkiewiczowi za troskę i dbałość o nasze bezpieczeństwo, miłą atmosferę i pełną niezapomnianych wrażeń podróż.
Dziękujemy za wybór lokalnych przewodników, którzy nie tylko w barwny sposób opowiadali o historii, kulturze, religii i lokalnych zwyczajach oraz ciekawostkach, których nie znajdziemy w internecie i przewodnikach. Żadne pytania nie pozostały bez odpowiedzi.
Z wielką przyjemnością spotkamy się ponownie.
Opr. Andrzej Gaczorek